Inne recenzje i wywiady w językach niemieckim i angielskim, zamieszczone są w odpowiednich wersjach językowych strony God's Bow
Recenzje "What's Beyond The Suns"
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Słuchając nowego, drugiego już albumu God's Bow, wierzyć się nie chce, że tak świetna płytę nagrał polski wykonawca. Dzieło to bowiem dojrzałe, dopracowane do najmniejszego szczegółu i co najważniejsze, taka muzyka nie jest praktycznie grana w Polsce (no, może poza Fading Colours). Nie zmienia to faktu, że "What's Beyond The Suns" zostało nagrane w Niemczech pod okiem Romana Ruttena z grupy Endraum.
Muzycy duetu przyznają się do fascynacji Dead Can Dance, co jest wyraźnie słyszalne na tej płycie. Osobiście dodałbym do tego elementy "world music", dalekie echa twórczości Bel Canto, no i to co najważniejsze, sporą dawkę darkwave'owej elektroniki, która decyduje o nieco kosmicznym, transowym charakterze muzyki God's Bow. Ogromne wrażenie robi na mnie śpiew Agnieszki Kornet, nasuwający skojarzenia z Lisą Gerrard. Wszystkie te elementy układają się w bardzo zgrabną całość jaką jest płyta "What's Beyond The Suns". Część kompozycji ma mistyczny, obrzędowy klimat (wspaniale rozbudowany "Interstellar Absolution" czy piękny, nawiązujący do Tańczących Umarłych "Tired"), część potrafi poruszyć do tańca ("Clear", wolny, hipnotyczny "Moment Of Us" czy transowy, melodyjny "Promise"), a wspólna cechą spajającą wszystkie piosenki jest wspaniała wyobraźnia muzyczna odpowiedzialnego za muzykę Krzysztofa Pieczarki oraz piękny śpiew Agnieszki Kornet. A wszystko otacza chłód elektroniki, która, co ważne, ani przez chwilę nie nuży...
Grzegorz Szklarek
|
Recenzja z magazynu CGM/30ton |
|
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Jak wiadomo, nic nowego pod słońcem, a poza słońcem? What's Beyond the Sun? God's Bow próbuje udzielić odpowiedzi na to pytanie przez 55 minut, bo właśnie tak długo trwa ich nowa płyta o takim tytule. Długo czekaliśmy na to wydawnictwo, ale warto było poczekać.
Poprzedni krążek duetu był zdecydowanie bardziej żywiołowy, mniej spójny - jak to debiut. "What's Beyond the Suns" jest inny. Delikatniejszy. Bardziej "kosmiczny". Bardziej przemyślany. I piękny. W brzmieniu płyty jest tak wiele przestrzeni, że przed oczami nagle stają wszystkie filmowe produkcje z dziedziny fantastyki. Ten materiał z powodzeniem mógłby być ścieżką dźwiękową jednego z takich filmów. Dodatkowo każdy utwór został wzbogacony jakimś smaczkiem; to odezwie się egzotyczny instrument, to zanucą tybetańscy mnisi. Spokój przeplata się z niepokojem. Ciepło z chłodem. Niebo pozdrawia Ziemię. Ziemia, wirująca w swym odwiecznym tańcu, zwraca się ku niebu. Wielka jest siła muzyki... Czasem nawet większa od siły grawitacji.
Zejdźmy jednak na chwilę na ziemię. Jedyne, co na poprzedniej płycie God's Bow było lepsze, to wkładka. Wprawdzie znacznie uboższa, bo bez tekstów, ale ciekawsza graficznie. Nie wiem, komu "podziękować" za okładkę nowej płyty, ponieważ grafik się nie podpisał. Może to i dobrze. Szkoda tylko, że nikt mu nie powiedział, że nie łączy się pomarańczowego z fioletowym. Brrrr...
Na szczęście nie wkładka decyduje o wartości płyty, a muzyka - jak już napisałam - jest piękna i nastrojowa. Aż żal serce ściska, że w Polsce nikt jej nie zauważył i chyba już nie zauważy. A przecież God's Bow to polski zespół... Polecam ich twórczość nie tylko Gotom, ale także miłośnikom wszelakiej elektroniki, new age, ambientu, world music... Każda osoba obdarzona wyobraźnią odkryje na tej płycie swój prywatny świat. Ja wyruszam tam za chwilę. "I'm leaving this world today to forget all human's pain..." W tajemnicznym miejscu poza słońcem jest jeszcze dużo przestrzeni, a jedno z pustych miejsc czeka na Ciebie.
Morven
|
Recenzja z magazynu Goth Art |
|
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Kiedy prawie dwa miesiące temu po raz pierwszy usłyszałam najnowszy album God's Bow pt. "What's Beyond The Suns", już wtedy wiedziałam, że to naprawdę nietuzinkowy materiał. W tym przekonaniu utwierdził mnie dodatkowo pewien zabawny fakt. Przypadtkowo bowiem, pewnego dnia zostawiłam płytę w pracy. Kiedy przyszłam następnego dnia - wszyscy moi koledzy i koleżanki zachwycali się dźwiękami płynącymi z wieży. Chcąc sprawdzić jakiej to znowu "barbarzyńskiej" muzyki słucham, nizwykle się zaskoczyli. Przez następne dwa tygodnie nie mogłam odzyskać albumu God's Bow. Muszę zaś nadmienić, że są to osoby o całkowicie odmiennych gustach muzycznych niż moje. Te 10 utworów zawartych na "What's Beyond The Suns" całkowicie zawładnęło ich duszami. I właściwie w tym miejscu powinna się kończyć recenzja tego krążka. Trudno bowiem znaleźć odpowiednie słowa, które w pełni oddałyby jego klimat oraz przekaz jaki ze sobą niesie ten album. Aby jednak jeszcze bardziej zachęcić do sięgnięcia po ten krążek dodam tyle, że tematem przechodnim "What's Beyond The Suns" jest próba dotacia i przekroczenia granicy pomiędzy fizycznością człowieka a jego niematerialnością, co w efekcie - jak twierdzi zespół - może rzucić inne światło na ludzką egzystencję. Utwory na płycie są uporządkowane właśnie w taki sposób,aby przedstawić odkrywczą podróż człowieka . Ma ona na celu dotarcie do metafizycznej granicy przez spojrzenie zza niej na własne życie. Od strony muzycznej zespoł God's Bow nadal pozostaje przy produkcji całkowicie elektronicznej. Album nagrany i zarejestrowany pod czujnym okiem Romana Ruttena , lidera niemieckiej grupy Endraum w studio Weisser Herbs od początku pracy nad nim wzbudzał wiele kontrowersji. W kompozycjach słychać duży postęp i doświadczenie ,ktore zespół zdobył od czasu wydania ich pierwszego albumu. "What's Beyond The Suns" jest płytą bardzo zróżnicowaną i bogatą aranżacyjnie a zarazem spójną niesamowitym klimatem mistycznych podróży. Jest to absolutnie przepiękny i wzruszający album, ukazujący jak dalekie mogą być poszukiwania czlowieka, jak dalece mogą one sięgać poza otaczającą nas rzeczywistość. Naprawdę warto zanurzyć się w dźwięki "What's Beyond The Suns"! Anna Kulig
|
Recenzja z magazynu Imagina |
|
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Oto wyrósł w Polsce, drugi po Fading Colours , darkwave'owy band na światowym poziomie. Oczywiście dobrych zespołów wykonujących wspomniany gatunek muzyki jest w naszym kraju trochę więcej, ale God's Bow , podobnie jak wcześniej Fading Colours, zdobywa sobie świetną prasę i sporą publiczność w Niemczech, a to największy w Europie rynek mrocznych dźwięków.
„What's Beyond the Suns” jest drugim albumem zespołu. Wypełniają go dźwięki podobne do tych, które znalazły się na debiutanckiej płycie grupy. Tak więc systematycznie pulsujące, elektroniczne podkłady oraz rozmyte dźwiękowe plamy tworzą tło pod całą baterię ponakładanych warstwowo rytmów perkusyjnych, klawiszowych ozdobników i zamglonego, wysokiego głosu Agnieszki Kornet . Całość przenika duch natchnionego romantyzmu (to taki licealny romantyzm, charakterystyczny dla większości grup z kręgu darkwave), nieodparcie nasuwający mi na myśl obrazek pary spacerującej w blasku księżyca po wypełnionym zdziczałymi różami, zapomnianym, odrealnionym, wiktoriańskim ogrodzie. Naprawdę bardzo to wszystko uduchowione i wzniosłe - skierowane prosto do serduszek absolutnych romantyków.
God's Bow siłą rzeczy musi się kojarzyć z grupą Fading Colours i takimi klasykami nowego, elektronicznego romantyzmu co Diary of Dreams czy Diorama . Z drugiej strony, słodycz co poniektórych melodii i charakterystyczny puls kilku utworów każą spojrzeć na God's Bow jako na formację nawiązującą nieco do przebojowego nurtu synthi-popu. Na mnie muzyka polskiego duetu nie robi najmniejszego wrażenia, ale co do tego, że przedstawia wysoki, wykonawczy i producencki, poziom, nie można mieć cienia wątpliwości.
Maniak
|
Recenzja z magazynu Nuta |
|
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Jakiś czas temu trafiła w moje ręce nowa płyta jednej z największych polskich nadziei muzyki dark wave. Chciałem jak najszybciej napisać recenzję, ale... nie mogłem. Nie jest to banalna płyta. Trzeba jej trochę czasu poświęcić, aby się osłuchać. Kompozycje na niej zawarte są skomplikowane, dużo bardziej przemyślane, niż na skądinąd bardzo dobrym debiutanckim krążku grupy. Poprawiły się też wokale, które momentami na pierwszej płycie nie miały takiej siły wyrazu jak tutaj.
Płyta ta nie jest taka energiczna jak "Twilight" . Wielbiciele bardziej "żywego" oblicza God's Bow oczywiście znajdą tu coś dla siebie, jak chociażby utwory "Promise" czy "Persephone" , ale większość płyty narzuca zdecydowanie bardziej refleksyjny nastrój, który nawet w paru momentach klimatem nasuwa na myśl elektroniczną wersję Dead Can Dance . Słychać też pewien wpływ dokonań takich grup jak Endraum na to w jaki sposób God's Bow się rozwija. Zespół ewoluuje, chociaż jeszcze trochę mu brakuje do doskonałości. Jednak jest to naprawdę niewiele i można wprost powiedzieć, że to najlepszy polski zespół dark wave. Oby tylko na następną płytę dane nam było czekać mniej niż na tą.
M.Alexander
|
Recenzja z magazynu PostIndustry |
|
God's Bow "What's Beyond the Suns"
Debiutancka płyta God`s Bow mimo interesującej treści, przeszła raczej niezauważona (a także niedoceniona) na rodzimej scenie mrocznych dźwięków. Ale w gruncie rzeczy nie ma się czemu dziwić- stylistyka proponowana przez grupę nigdy nie była (i pewnie jeszcze długo nie będzie) szczególnie popularna w naszym kraju. Choć z drugiej strony może to i dobrze - w końcu "Twilight" nie należał do płyt, które rozpalają do nieprzytomności zaraz przy pierwszym kontakcie. Przeciwnie- wymagał wielu uważnych przesłuchań, wielu chwil skupienia, by uzewnętrznić swe ukryte, pozornie tylko wyrafinowane i beznamiętne piękno.
"What`s Beyond the Suns" przypuszczalnie powtórzy los swego poprzednika. God`s Bow konsekwentnie trzyma się swej stylistyki, nie ma najmniejszej ochoty zrzucić z siebie elektronicznego wdzianka. Grzechem śmiertelnym byłoby jednak zarzucenie grupie twórczej stagnacji i co gorsza powielenia pomysłów znanych z "Twilight". Owszem, ten nurt ma to do siebie, że w większych dawkach nawet w wykonaniu różnych wykonawców opiera się ciągle na tych samych patentach, jednak te konwencje absolutnie nie przeszkadzają w twórczym rozwoju, absolutnie nie blokują ujścia do zakamarków wielobarwnej wyobraźni. Bo "What`s Beyond the Suns" jest płytą, która właśnie szczególnie działa na podświadomość słuchacza, na jego wrażliwość i zagłębia emocji. God`s Bow stał się bardziej uduchowiony, bardziej przestrzenny i przede wszystkim bogatszy w nowe doświadczenia. Muzyka niewątpliwie brzmi dojrzalej, płynnej i dramatyczniej niż na debiucie. Grupa śmielej zagłębiła się w melancholijno- tajemniczo- kosmicznych otchłaniach, rezygnując przy tym z bardziej tanecznych, energicznych motywów. Jest tu miejsce na mrok, poezję, piękno, tęsknotę, lęk, niepokój, ciszę ... Jest miejsce na gamę wielobarwnych emocji spiętych chłodnymi klamrami elektroniki- raz ambientalnej, innym razem podlanej gotyckim sosem. W nieprecyzyjnym uproszczeni można by tę muzykę podpiąć pod dark wave, ale decydując się na taką klasyfikację nie można pozbyć się wyrzutów sumienia - że to zbyt krzywdzące dla grupy.
"What`s Beyond the Suns" to fascynująca, astralna podróż przez rozległe lądy kosmosu, przez wycinki własnej wyobraźni. Połączenie wręcz symfonicznej, teatralnej elektroniki z subtelnym kobiecym wokalem pewnie jeszcze przez długi czas będzie pełnić rolę nadwornej abstrakcji w naszym kraju. Ale poszukiwacze prawdziwych emocji nigdy przecież nie oglądali się na obowiązujące trendy.
Małgorzata Gołębiewska
|
Recenzja z magazynu Strefa Klimatyczna |
|
Recenzje "Twilight"
God's Bow "Twilight"
Zmierzch... Zmrok, półmrok.... Tak tłumaczymy na polski angielskie słowo "twilight". To także tytuł debiutanckiego albumu God's Bow. Trudno o lepszy tytuł dla tej płyty, ponieważ budzi właśnie takie skojarzenia. To jedenaśnie muzycznych pejzaży, delikatnych jak pajęczyna i refleksyjnych jak zmierzch. Aż trudno uwierzyć, że w Polsce - kraju, gdzie za gotycką i mroczną uważana jest raczej twórczość Artrosis czy Closterkeller - mogła powstać taka muzyka.
God's Bow to elektroniczny dark wave, czerpiący z najlepszych zachodnich wzorców: Diary of Dreams, Dioramy, L'ame Immortelle czy Deine Lakaien. W każdym utworze aż pulsuje rytmem, głębią, przestrzenią. Jednocześnie ciągle są to po prostu ładne i smutne piosenki, śpiewane ciepłym głosem Agnieszki Kornet. Szkoda, że wszystkie po angielsku. Wokalistka jednak ma nienaganny akcent i wymowę, co wśród naszych śpiewających pań zdarza się nader rzadko. Jedynym nieporozumieniem na tej płycie (zwłaszcza dla każdego, kto choć raz słyszał oryginał) jest cover utworu The Gathering "Shrink". Próba elektronicznej interpretacji metalowej ballady okazała się niezbyt udana. Jest to jednak wpadka na tyle drobna, że można i trzeba ją wybaczyć.
W tej chwili niecierpliwie czekam na nową płytę God's Bow, ktorej premiera jest ciągle odkładana. Ponoć ma być jeszcze lepsza, jeszcze bardziej "kosmiczna". Czekam, słuchając płyty sprzed trzech lat. Za oknem zapada kolejny zmierzch...
Morven
|
Recenzja z magazynu Goth Art |
|
God's Bow "Twilight"
W końcu dzięki wytwórniom takim jak Black Flames polskie zespoły grające niezbyt u nas w kraju lubianą elektroniczną odmianę gotyku ujrzały światło dzienne. Być może w końcu ludzie się do nich przekonają, chociażby dzięki takiemu God's Bow. Muzycznie album przedstawia się bardzo dobrze. Bardzo energiczne (jak na dark wave, oczywiście) się zaczyna i potem utrzymuje umiarkowane, raczej stałe tempo. Niektóre utwory są naprawdę wyśmienite np. "Twilight", "Land of Happiness" i moim zdaniem najlepszy "S.E.T.I.", pozbawiony wokalu (może dlatego?). Zdecydowaną pomyłką jest cover The Gathering - "Shrink". Kompozycja poza brakiem gitar niewiele różniąca się od oryginału, w dodatku samego w sobie beznadziejnego (być może to zbyt subiektywna ocena, zważywszy na moją niechęć do The Gathering). Momentami (np. "My Fault") słychać jak wokalistka kaleczy trochę angielski, ale nie jest to aż tak strasznie irytujące. Gorzej, że przez całą płytę czuć jakby wokal był trochę "pusty". Wydaje mi się, że to sprawa nagrania i wystarczyłoby dodać odrobinę pogłosu, a brzmienie byłoby o wiele lepsze. Pozostawmy to jednak realizatorom następnych albumów, na które będę z niecierpliwością czekał.
fth
|
Recenzja z magazynu Postindustry |
|
God's Bow "Twilight"
Wiele utworów z "Twilight" nadaje się wyśmienicie na gothic-party i to na takiej imprezie - Dark Beat Festivalu w Legnicy - usłyszałem God's Bow drugi raz na żywo. Pierwszy raz ich występ oglądałem na zeszłorocznym V Castle Party, ale wstyd powiedzieć, w natłoku zespołów jakoś ich przegapiłem :o(. Tak naprawdę muzyka zespołu oczarowała mnie, gdy weszli we władanie sceny w klubie "Sunlight" w Legnicy. Po koncercie czatowałem na debiutancki krążek, który udało mi się kupić na początku tego roku.
Tego roku znówu miałem okazję zobaczyć God's Bow, tym razem w Bolkowie (okrągła rocznica zmobilizowała mnie do pracy i skończyłem tę nieszczęsną recenzję). Niewątpliwie byli jedną z najciekawszych formacji, które tam wystąpiły. Trochę się nawet zdziwiłem (wokalistka chyba też - musieli bisować) ciepłym przyjęciem przez publiczność, która w większości jest raczej metalowa i nie lubi za bardzo zespołów electro. Muszę jeszcze zaznaczyć, że bardzo podobało mi się tam ich brzmienie - zagrali bardzo podobnie do pierwowzorów z płyty, głos Agnieszki także był bez zarzutu.
Płyta zawiera 10 utworów spiętych dwiema kompozycjami instrumentalnymi, zaczynającymi i kończącymi krążek. "Intro" - to właśnie takie delikatne rozpoczęcie, po którym następuje numer dwa - "My fault". Początek w klimacie poprzedniej kompozycji, zmienia się w bardzo dynamiczną piosenkę. Na szczęście muzyka "God's Bow" to nie tylko sam rytm, choć niewątpliwie jakieś wpływy techno tu słychać. Zespół stara się budować nastrój i klimat, przede wszystkim poprzez żeński wokal. "Epilogue I, II" - chyba najbardziej przebojowy, żywiołowy i taneczny fragment tego krążka. Naprawdę trudno spokojnie ustać przy takich rytmach i nie wpaść w trans... Przy tym uduchowiony śpiew wokalistki i wyszło coś kapitalnego - radzę tego posłuchać! "Hopefull Minds" - na początku gregoriańskie śpiewy (hmmm... można by sobie to darować, to nie jest odkrywcze), ale później Agnieszka zaczyna swój recital, to chyba najbardziej nostalgiczny wokal na tej płycie, jakiś taki smutny i melancholijny. Zawsze, gdy słucham tytułowego "Twilight", przed oczami widzę średniowieczną Anglię, rycerzy w lśniących zbrojach na swoich wierzchowcach, wyjeżdzających na wyprawy krzyżowe. Samemu by się wzięło miecz, wskoczyło na konia i huzia na Saracenów ;o). Od razu mi się ta muzyka kojarzy z klimatami z mojego ulubionego serialu "Robin Hood". Po prostu "true medieval age". Następne kompozycje już nie są tak ciekawe jak poprzednie, więc wybaczcie, nie będe się nad nimi rozwodzić, no jedynie "Cleopatra" jest jeszcze warta posłuchania, choć nie ma tutaj takiego pomysłu na muzykę jak choćby w "My fault". "Shrink" - dziwi mnie ten cover The Gathering tutaj. Pierwotnie wykonywany przez Anneke praktycznie tylko z akompaniamentem fortepianu, zostal przez zespół przerobiony na wersje, nie wiem jak to nazwać, bardziej rozrywkową(?). W każdym razie zrobione to zostało na tyle nieudolnie, że cały czas mam wrażenie, że fałszują albo klawisze, albo wokal. Przedostatnia pozycja - "Land Of Happiness", na szczęście rozwiewa to złe wrażenie. Dla mnie ta piosenka to tęsknota do lepszego świata, takiego nierealnego, który można poznać słuchając muzyki... God's Bow. Bardzo piękne zamknięcie płyty, która mimo, że nie jest zbyt równa, to na pewno warta posłuchania. Gwarantuje, że ta muzyka na długo pozostanie w pamięci i nie znudzi się Wam.
Na koniec jeszcze trochę uwag. Wydawca pisze, że płyta zrealizowana została w technice "Dolby Sorround" - chyba tak jest, choć mnie samemu trudno było to odczuć (ale być może dekoder nie najlepszy i ucho już nie to... :o). W każdym bądź razie "+" za innowację techniczną. Duży "-" za brak tekstów piosenek (gwoli wyjaśnienia - są po angielsku). Bardzo nad tym ubolewam, bowiem można się tylko domyślać, o czym traktują poszczególne kompozycja :o(. Ocena - to jak dla mnie - mocne 6 i przekonanie, że jest to najlepszy polski debiut muzyczny poprzedniego roku na scenie alternatywnej.
SlavusCo
|
Recenzja z magazynu Rockmetal |
|
God's Bow "Twilight"
Muzyka elektroniczna jakoś nigdy nie była zbyt popularna w naszym kraju. Przynajmniej nie tak oficjalnie, bo z drugiej strony w rodzimym światku egzystuje sporo kapel grających jej mroczną odmianę, a i wielbicieli tego typu grania nie brakuje. Sama pomimo swoich metalowych korzeni i upodobań bardzo chętnie sięgam po takie właśnie dźwięki. Mniej więcej dzięki tym odwiecznym fascynacjom natknęłam się pewnego wieczoru na God`s Bow.
Niektórzy znają ich z Castle Party, inni z bardziej klubowych koncertów. Mi ta muzyka po raz pierwszy ujawniła się na płycie "Twilight". I od razu przeżyłam pewien rodzaj szoku - rzadko kto w naszym kraju gra w ten sposób. Rzadko kto eksponuje przede wszystkim żeński wokal i klawisze. Na pierwszy słuch nieco monotonne i "puste" dźwięki po uważnym przesłuchaniu zamieniają się w bajeczny pejzaż utkany z mroku, ekspresji i uczuć. Malowniczy gotycki- dark wave - tak w skrócie można by określić zawartość "Twilight". Przyznać trzeba, że nie jest to zbyt popularna i "promowana" odmiana gotyku (wciąż oczywiście chodzi o nasz poczciwy kraj). Zdecydowana większość kojarzy - nierzadko zresztą błędnie - ten nurt z ciężkimi gitarami i z metalem. God`s Bow śmiało łamie te sztywne stereotypy. Z tej muzyki wieje jakiś chłód, przeszywające zimno. Zupełnie tak, jakby muzycy świadomie chcieli zachować pewien dystans ze słuchaczem, jakby przeczuwali, że ich twórczość nie dotrze do "przypadkowego" odbiorcy. To chyba dobrze, bo rzeczywiście nie jest to muzyka dla każdego i na każdy dzień. Dzięki wspaniałej produkcji można słuchać tego bez obawy, że utkwi się w tych dźwiękach na zawsze, bo przeznaczone są one na pewne nastroje i chwile. Hipnotyzujące, elektroniczne rozmachy podparte ciekawym wokalem Agnieszki, niesamowita przestrzeń, niepokój, głębia, pozorna nuda i monotonia ... Melancholijne krajobrazy, majaki, sny, marzenia ... No i ciekawie wykonany cover The Gathering "Shrink" (nie aż tak daleki od oryginału, choć na pewno nieco bardziej elektroniczny). Czasem nad tym wszystkim wznosi się nastrój grozy mistycyzmu, obecna jest także nieco ascetyczna, średniowieczna atmosfera. Malowanie dźwiękiem- w tym tkwi niewątpliwy urok taj formacji. Niby proste i oczywiste, a jednak tak niewiele grup osiąga oszałamiający efekt.
Cóż konserwatywnym fanom metalowego gotyku raczej tego albumu nie polecam. Nie odnajdą tam nic poza nudą i senną atmosferą. Zakochanych w mrocznej odmianie elektroniki zaś na pewno nie trzeba przekonywać do tego dzieła. Pewnie już od dawna znają je na pamięć.
Małgorzata Gołębiewska
|
Recenzja z magazynu Strefa Klimatyczna |
|
Wywiady
Wywiad dla magazynu "SIDE-LINE" nr 39 (marzec/kwiecień 2002)
God's Bow
Poza polskimi słońcami
Rozmawia Bernard Van Isacker
W kwietniu 1997 roku w Szczecinie (Polska) powstał zespół God's Bow i krótko potem wydal swój pierwszy album „Twilight”. Mieszając różne style brzmieniowe w stylu Dead Can Dance, Vangelis, Clan Of Xymox czy Depeche Mode zdobyli w Polsce uznanie dzięki swoim niesamowitym występom i anielskiemu głosowi Agnieszki. Ich drugi, niedawno wydany album „What´s Beyond the Suns” zyskał przyzwoitego dystrybutora, jakim jest Strangeways /Indigo. Rozmawiamy z wokalistka Agnieszka Kornet oraz z Krzysztofem Pieczarką.
SL: Gdy Stephane Froidcoeur z Side Line 3 lata temu prowadzili z Wami wywiad na podstawie demo z Waszego pierwszego albumu “Twilight”, głos Agnieszki jeszcze nie osiągnął tego doskonałego brzmienia, jakie ma teraz, a szczególnie na żywo jesteście rewelacyjni! Co się zmieniło?
A: Dziękujemy... Cieszę się, że brzmienie mojego głosu przynosi tak pozytywne opinie. Jednakże jeszcze sporo pracy przede mną, aby osiągnąć wysoki poziom. W momencie nagrywania naszej pierwszej płyty stawiałam pierwsze kroki wokalne w tak „poważny” sposób. Wcześniej trochę śpiewałam w chórze, raz zdarzyło mi się zaśpiewać na scenie, zaś cala reszta ograniczała się do śpiewania w domu dla przyjemności. Zawsze jednak marzyłam o tym, aby mieć zespół, i w momencie kiedy powstał mogłam postawić pierwszy poważniejszy krok. "Twilight" był dla mnie pewnym sprawdzianem, polem na którym chciałam siebie sprawdzić i odkryć swoje możliwości... Zrobiłam parę błędów które pozwoliły mi odkryć na czym polega praca w studio i i jak należy podchodzić do kierowania swoim głosem podczas nagrywania płyt jak i na koncertach... To zupełnie co innego niż śpiewanie pod prysznicem :o)
K: Trzeba tez dodać, ze zmienił się trochę nasz sposób pracy nad utworami. Przy „Twilight” Agnieszka układała melodie śpiewane do już gotowych instrumentalnych wersji, których polowa powstała jeszcze kiedy w zespole byliśmy tylko SidjaGG i ja. Teraz melodia śpiewana powstaje równocześnie z cala muzyka, dzięki czemu możemy lepiej wiele drobiazgów dopracować. Poza tym całość układaliśmy naprawdę długo i to chyba wyszło nam na dobre... Pewna dość istotna zmiana jest fakt, ze druga płytę nagrywaliśmy już jako duet, ponieważ SidjaGG krotko po ukazaniu się naszego debiutu postanowił pożegnać się z tworzeniem muzyki.
SL: Agnieszka, twój głos przypomina mi czasami głos Anneli Drecker z norweskiej grupy Bel Canto, czy jest ona dla Ciebie inspiracją? Także muzyka jest czasem podobna do tego, co Bel Canto osiągnęło w późnych 80 / wczesnych 90.
A: Dziękuje bardzo - jest to dla mnie duży komplement, ponieważ glos Anneli Drecker uważam za bardzo dobry. Często jak ćwiczę glos robię to słuchając rożnych wokalistek, w tym właśnie ćwiczę m. in. do jedynej płyty Bel Canto, która znam (Birds of Passage). Jeśli zaś chodzi o inspiracje wokalne – zawsze gdy układam jakieś nowe melodie nie zwracam zbytniej uwagi na dokonania innych wokalistek. Skupiam się wówczas wyłącznie na tym, co zamierzam przekazać swoim głosem – w momencie tworzenia jestem wierna tylko samej sobie. Nasza muzyka również spotyka się z podobnymi spostrzeżeniami. Słuchając jej ludzie często odnajdują fragmenty brzmień rożnych zespołów – obok Bel Canto słyszą Dead Can Dance, czy Delerium… To bardzo mile.
K: Ja również lubię Bel Canto. Wkrótce ma ukazać się ich nowa płyta na co niecierpliwie czekam :o), ale choć spotkałem się kilka razy z tym, ze porównywano nasza muzykę do tego zespołu, to nie mogę powiedzieć, że staramy się tworzyć cos podobnego. Słuchamy naprawdę wielu zespołów i bardzo różnej muzyki, ale muzyka którą tworze wychodzi prosto z mojego wnętrza. Dużo czasu spędzam grając na instrumentach, tworząc nowe dźwięki i często godzinami improwizując przy jednym utworze starając się wyciągnąć z niego cos co w pełni ukaże to co czuje w sobie. Bardzo cenie sobie elektroniczne instrumenty, bo dają one nieograniczone możliwości w uzyskiwaniu naprawdę fascynujących brzmień, pozwalają mi w pełni i barwnie przekazać moje wizje.
SL: Podejście do Waszego ostatniego albumu, jeśli chodzi o produkcję, w oczywisty sposób się zmieniło do gorzej wykonanej produkcji na "Twilight".
A: Pracowaliśmy teraz z Romanem Rüttenem z grupy Endraum. Zadbał on o odpowiednia oprawę naszych utworów, co pozwoliło zobaczyć różnice pomiędzy naszymi dwoma produkcjami.
K: Podczas nagrywania „Twilight” musieliśmy się bardzo śpieszyć. Jak później stwierdziliśmy wszystko odbyło się zbyt szybko i płyta nie brzmi tak dobrze jak byśmy naprawdę chcieli, wiec jednak pewnie fakt, ze przy nagrywaniu drugiej płyty mieliśmy więcej czasu, wpłynął tez pozytywnie na końcowy efekt naszej pracy. Duże znaczenie miała też bardzo miła atmosfera w studiu u Romana Rüttena. Rozumieliśmy się doskonale nie tylko muzycznie, ale i świetnie czuliśmy się przebywając razem także na gruncie prywatnym...
SL: Musieliśmy czekać 3 lata na ukazanie się "What's beyond the sun"; mam nadzieje, ze nie będziemy musieli czekać przez 3 kolejne lata, aby posłuchać następnego albumu?
A: My również mamy taka nadzieje :o) Czas jaki minął pomiędzy nagraniem obydwu naszych płyt był faktycznie spory, wiązało się to z paroma problemami natury technicznej, później doszło parę problemów z produkcja i premiera płyty. Prowadzeni doświadczeniem nie chcemy, aby sytuacja się powtórzyła, tak wiec zamierzamy już niedługo wziąć się ostro do pracy... W tym momencie posiadamy już parę kompozycji na nasza trzecia płytę, także mamy nadzieje, ze ukaże się ona na początku przyszłego roku.
Powrót
|
Wywiad dla magazynu "NAJTVOLK" (lipiec 2002)
Nie wszystko da się przełożyć na pieniądze
Wywiad z God's Bow
Rozmawia Nayt
Nayt: KeyP, jesteś wampirem czy człowiekiem?
KeyP: Co za pytanie!? Jasne, że wampirem! :-) Tyle tylko, że nie tradycyjnym wysysaczem. Aby żyć potrzebuję często „wbić kły” w nowo odkryte ludzkie przeżycia i odczucia (własne bądź innych osób), albo „wyssać” nową energię z odkrytych przeze mnie nowych fascynujących miejsc, bądź innych inspirujących czynników (książki, muzyka, filmy, itp.) do tworzenia kolejnych utworów... :-)
Nayt: Oczywiście mieszkacie w starym, gotyckim zamczysku. Czy to jedyny powód, iż wasza muzyka jest pełna melancholii? Czy też zawinili może Wasi mistrzowie duchowi?
KeyP: Powiedzmy, że zamek w którym mieszkamy jest gotycki... :-), ale powody akurat takiego a nie innego brzmienia naszej muzyki są inne. Na naszą własną drogę muzyczną wprowadziły nas oczywiście zespoły, których od lat słuchaliśmy. A takich wykonawców, którzy przez te lata robili na nas większe [lub mniejsze :-)] wrażenie było naprawdę wielu i prezentujących muzykę różnego gatunku.
Słuchaliśmy i nadal słuchamy w takim samym stopniu jak elektroniki również muzyki klasycznej, ostrzejszej gitarowej, world music, lubimy też czasem zagłębić się w muzyce medytacyjnej. Jak widzisz elektronika była tylko jednym z wielu stylów, który nas inspirował i w naszej twórczości można usłyszeć elementy charakterystycznej stylistyki wielu gatunków. W efekcie powstał nasz własny, odróżnialny styl.
Osobiście bardzo lubię słuchać muzyki filmowej (Peter Gabriel, Vangelis). Zespołów, które wywierają na mnie duże wrażenie jest naprawdę bardzo dużo, ale wymienię tylko kilka, są to miedzy innymi: Dead Can Dance, Depeche Mode , Front Line Assembly (i inne projekty Billa Leeba), The Cure , Deine Lakaien, Endraum, Future Sound Of London, Skiny Puppy, Michael Nyman... Naprawdę jest zbyt wiele, aby je wszystkie wymienić...
Nayt: „Three Imaginary Boys” The Cure , „Speak & Spell” Depeche Mode ... Która z tych płyt bardziej Wam się podoba?
Aga: Zdecydowanie „Speak & Spell”. Moje fascynacje muzyczne zaczęły się właśnie od Depeche Mode i dlatego do twórczości tego zespołu podchodzę z dużym sentymentem. I choć niektóre utwory/płyty The Cure są naprawdę piękne i wyjątkowe, zawsze były i będą dla mnie gdzieś obok...
KeyP: Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o tych wykonawców bardziej „ruszają” mnie późniejsze płyty, ale kiedy miałbym wybierać między początkami The Cure i Depeche Mode wybrałbym raczej „Speak & Spell”, bo jednak Depeche Mode jest bliższe mojemu sercu. Duży wpływ na moją decyzję o tym, aby założyć swój zespół miała właśnie muzyka Depeche Mode . Pewnie też jakiś sentyment...
Nayt: Czy Depeche Mode wywarli na Was wpływ tylko w sferze muzyki, czy było to coś więcej?
KeyP: Dla mnie oprócz muzyki ogromne znaczenie miały teksty piosenek pisane przez Gore'a. Niby były zwykłymi tekstami o życiu, które mogły dotyczyć każdego z nas, ale mimo to nie były banalne... DM to był w pewnym sensie jakiś sposób na życie. Choć nie siliłem się na to, aby wyglądać na prawdziwego fana, zespół ten był dla mnie naprawdę ważny.
Aga: Czy Depeche Mode dla mnie było czymś więcej? Na pewno... W moim odczuciu cała twórczość Depeche Mode sama w sobie miała coś magnetycznego, co nie pozwalało przejść obok niej obojętnie. Pamiętam, odkryłam Depeche Mode bardzo wcześnie będąc jeszcze w podstawówce i już czułam, że będzie to miłość :-). Żyłam wówczas zamknięta w swoim własnym, wewnętrznym i bezpiecznym świecie, a Depeche Mode był bardzo ważnym dopełnieniem tego świata... Pisane w dość prosty sposób teksty wywierały ogromne wrażenie – można było odszukać w nich swoje własne myśli i odczucia...
Tamte chwile wydają się teraz bardzo odlegle, lecz nie tracą swojego piękna. Praktycznie Depeche Mode jest dla mnie symbolem dawnych czasów – czasów „naiwnej” młodości, symbolem budowania młodzieńczych ideałów, które w wielu przypadkach w dorosłości runęły bezpowrotnie; to wszystko było bardzo niezwykłe.
Nayt: Nagraliście covery „Plainsong” The Cure (Prayers For Disintegration – The Cure Tribute) i „The Things You Said” Depeche Mode (Master Of Celebration). Jak do tego doszło i który z tych utworów uważacie za bardziej udany?
KeyP: Obydwa bardzo lubimy i obydwa uważamy za tak samo udane. Wykonanie własnej wersji jednego z utworów Depeche Mode zaproponował nam Bodek Pezda – pomysłodawca całego przedsięwzięcia. Bardzo nas to zresztą ucieszyło, wiadomo Depeche Mode ... :-) Już wcześniej grałem sobie różne wersje ich utworów, Agnieszka podśpiewywała :-) (kiedy się jeszcze nie znaliśmy), a tu nagle nadarzyła się taka miła okazja połączenia sił i nagrania własnej wersji na oficjalne wydawnictwo tak ważnego dla nas zespołu...
Nagranie covera The Cure zaproponował nam Radek Kasprzak, który był producentem tego tribute... Wybraliśmy „Plainsong”, bo mimo że jest to tylko „zwykła piosenka” jest niesamowita, bardzo nastrojowa i odpowiadała klimatem naszej twórczości. A swoją drogą „Disintegration” w całości jest albumem absolutnie rewelacyjnym.
Nayt: Macie jakieś tło, koncepcję intelektualną, duchową...
My mamy tylko po prostu własną wizję, nic więcej... :-)
Nayt: Nie jest to wizja pozytywna... Wierzycie w przepowiednie Nostradamusa o końcu świata?
KeyP: Wiesz, ja raczej odbieram akurat tę przepowiednię jako pewnego rodzaju ostrzeżenie, bo choć ludzie czynią wiele zła (także sami sobie), to jednak wierzę w ich pozytywny potencjał kryjący się w każdym człowieku, który akurat w wypadku tak tragicznej przepowiedni weźmie górę nad wszelkimi destrukcyjnymi cechami i uchroni przed najgorszym. W to wierzę... A z drugiej strony, wiele sytuacji i faktów przepowiedzianych przez Nostradamusa rzeczywiście później miało miejsce...
Nayt: A może przydałoby się „małe sprzątanko”?
KeyP: „Sprzątanko” ludzie sobie „organizują” sami (i pewnie tak będzie zawsze). Niestety rożnych konfliktów i wojen nie brakuje. W ostatnich czasach szczególnie, to już „zwykła” codzienność.
Aga: „Małe sprzątanka” dzieją się same, czego trudno nie zauważyć. Ludzie od zawsze mieli w sobie element samodestrukcji i albo niszczyli siebie, albo innych. Szkoda, bo tak na prawdę chaos nikomu nie jest potrzebny. Przynosi tylko ból i cierpienie (fizyczne i psychiczne). Pozostaje tylko pytanie, czy niedługo nadejdzie „duże sprzątanko” i nie zmiecie nas wszystkich z naszej planety :-).
Nayt: Jesteście osobami zaangażowanymi w poszukiwania duchowe. Jakie systemy religijne i filozoficzne leżą w kręgu Waszych zainteresowań?
Aga: To brzmi dość poważnie...;-) Tak naprawdę moje „poszukiwanie duchowe” nie jest niczym więcej jak zastanawianiem się od czasu do czasu nad światem i jego siłą sprawczą. Te zagadnienia praktycznie odzwierciedlamy właśnie w naszej twórczości, która ociera się o metafizykę.
Często rozmyślam o człowieku, który jest naprawdę doskonałym studium przypadku, w paru zdaniach nie można zgłębić całego jego wnętrza. Jest zbiorem rożnych myśli i działań, emocji, uczuć, zbiorem myśli zarówno dobrych, jak i złych...Czasem staje się niewolnikiem samego siebie, gubi się, nie potrafi znaleźć swojej drogi, nie umie się cieszyć ze swojego istnienia... Nie wiem czy mogę mówić tu o jakiejś wielkiej filozofii, ale dla mnie właśnie tą „małą filozofią” jest człowiek; nie można go ująć w ciasnych ramach, nie zna się powodów wielu jego czynów, myśli czy odczuć.
Człowiek w otoczeniu swojego, namacalnego świata jest tylko częścią ogromu Wszechświata, którego nie można zmierzyć przy pomocy dostępnych środków pomiaru. Co robimy we Wszechświecie? Jaki jest cel naszego istnienia? – to tylko wstęp do rozważań filozoficznych, pytanie retoryczne. Na tym bazuje właśnie m. in. zespół God's Bow.
Nayt: Macie bardzo ładne okładki płyt. Po pierwsze nie są całe czarne, po drugie oddają ducha Waszej muzyki. Czujecie się przede wszystkim muzykami czy artystami?
KeyP: Podobają Ci się nasze okładki? Bardzo się cieszymy :-). Myślę, że najbardziej pasuje do nas określenie „ludzie, którzy spełniają się w sztuce”. Ja właściwie zaczynałem od rysownictwa (trochę też malowałem). A teraz, kiedy robię muzykę, to traktuje to zajęcie właśnie jak malarstwo. Próbuję namalować dźwiękami to co podpowiada mi wyobraźnia. Można powiedzieć, że nasze płyty są takimi dziełami całościowymi...
Aga: Nie wiem, czy potrafiłabym określić siebie jednoznacznie w kategorii „muzyk” czy „artysta”. W każdej sytuacji wydawałoby mi się to trochę nieskromne. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że mam artystyczną duszę. Interesuję się rożnymi gatunkami sztuki i sama coś tworzę. Ogromną przyjemność sprawia mi malowanie obrazów, tworzenie grafiki komputerowej, tworzenie muzyki... Sztuka jest nieodzownym elementem mojego życia.
Nayt: Jak Wam się wydaje, dlaczego właśnie muzyka stała się najpopularniejszym środkiem artystycznego przekazu, zwłaszcza w środowisku ludzi młodych?
KeyP: Wydaje mi się, że stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze, muzyka jest ze wszystkich dziedzin sztuki najbardziej przystępna, tzn. najłatwiejsza i najpraktyczniejsza w odbiorze, a więc trafia do dużej rzeszy odbiorców. Po drugie, muzyka bardzo się rozwija. Pojawiają się coraz to nowe przemieszania stylowe i nowe gatunki, a i instrumenty, oczywiście głównie elektroniczne, pozwalają w sposób naprawdę niezwykły i malowniczy zobrazować myśli, słowa i przeżycia autora.
Aga: W porównaniu do innych sztuk, muzyka jest najbardziej promowana. Słychać ją w radio, na ulicy itp. Można z nią obcować praktycznie cały czas, zabierać ze sobą w różne miejsca.
Nayt: Czy chcielibyście nagrać muzykę do filmu? Może do jakiegoś już istniejącego...?
KeyP: Myśl o tym, aby napisać muzykę do filmu nie jest mi obca i chętnie bym się tego podjął. Wiele razy spotykałem się z opinią, że nasza twórczość byłaby świetnym tłem muzycznym dla obrazów filmowych. Najlepiej odnalazłbym się w produkcjach, w których największe znaczenie mają silne emocje, psychologia, trudne i tajemnicze wewnętrzne odczucia bohaterów, filmy o niesamowitym klimacie.
Interesowałaby mnie także tematyka fantasy... Podobają mi się obrazy takie jak np. „Łowca androidów”, „Gladiator”, „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, produkcje Davida Lyncha , czy Kubricka np. „Oczy szeroko zamknięte”, a ostatnio „Władca Pierścieni”. Zresztą naprawdę dobrych filmów jest bardzo wiele... o, jeszcze „Sztuczna inteligencja”, itd. :-).
Nayt: Wykonawcy sceny elektronicznej bardzo często na koncertach korzystają z projekcji wideo. Może przyszłość należy do połączenia muzyki i obrazu, jakie jest Wasze zdanie?
KeyP: Nie wiem czy przyszłością muzyki jest jej połączenie z obrazem, ale rzeczywiście często się teraz takie połączenia spotyka. Myślę, że to z jednej strony bardzo dobry pomysł – jeśli chodzi o show na scenie, z całą pewnością. Przedstawia wizje muzyków i przykuwa uwagę. Często nagrania są bardzo ciekawe i rzeczywiście świetnie łączą się z tym co przekazuje muzyka. Ale z drugiej strony jest to jakby zamknięcie drogi do puszczenia wodzy własnej wyobraźni słuchacza, któremu może tworzą się w myślach inne obrazy podczas odbioru danej muzyki...
Ja lubię samemu interpretować sobie muzykę różnych wykonawców, ale projekcje wideo również uważam za świetny pomysł... Chyba jestem w tym wypadku niezbyt zdecydowany... :-).
Rewelacyjne koncertowe show, połączone właśnie z projekcją różnych obrazów i filmów – jednak nie na zwykłym ekranie, ale na czymś w rodzaju parawanu, za którym co jakiś czas paradował wokalista, przedstawił zespół Skinny Puppy na festiwalu Doomsday w Dreźnie w 2000 roku. Miedzy innymi właśnie dzięki tym projekcjom uważam ten występ za najlepszy koncert muzyki alternatywnej jaki dane mi było oglądać...
Aga: Nie da się ukryć, że korzystanie z projekcji wideo podnosi walory koncertu. Na scenie dzieje się wtedy po prostu więcej (w przypadku zespołów elektronicznych, gdy na scenie jest mało osób, jest to na pewno sporym urozmaiceniem).
Ponadto muzyka elektroniczna jest symbolem nowoczesności, a co za tym idzie, projekcja wideo świetnie z nią współgra (technika łączy się z techniką). Może dlatego zespoły grające muzykę elektroniczną częściej niż inne korzystają z takiej formy ekspresji... Trudno mi jednak stwierdzić, czy przyszłość należy do połączenia muzyki i obrazu. Wszystko jest możliwe biorąc pod uwagę fakt, iż technika strasznie szybko się rozwija i daje ogromne możliwości, ale również sporo kosztuje. Wiele będzie zależało od tego, czy zespoły będą mogły sobie pozwolić na zakupienie sprzętu do takich scenicznych urozmaiceń.
Nayt: Czy z „muzyki” można wyżyć?
KeyP: Pewnie tak, ale wiem o tym, bo czytam gazety, a nie z własnego doświadczenia... :-). Tworzę muzykę, bo czuję taką wewnętrzną potrzebę, nie potrafiłbym bez tego żyć... Dużych pieniędzy [jak dotąd ;-)] mi to nie daje, ale ogromną przyjemność i spełnienie, i to sobie bardzo cenię...
Jeżeli jakaś duża wytwórnia płytowa zaproponowałaby Wam naprawdę duże pieniądze pod warunkiem dostosowania Waszej muzyki do pewnych wytycznych, czy poszlibyście na to?
Aga: Nie. Nie wszystko da się przełożyć na pieniądze. Dostosowując siebie do oczekiwań innych traci się swoją tożsamość, w tym wypadku artystyczną. Pójść na kompromis w takiej sytuacji znaczy zrezygnować ze swojej niezależności, stracić swoją spontaniczność podczas tworzenia, co może przynieść opłakany efekt...
KeyP: W żadnym wypadku. Już raz przeżyliśmy z naszym pierwszym zespołem PCM taką śmieszną historię... Swego czasu braliśmy udział w konkursie 5-tych Gryfińskich Spotkań Rockowych (taki mały festiwalik) w 1996 roku i zdobyliśmy tam szczęśliwie główną nagrodę. Dzięki temu zapewniano nam między innymi nagranie i wydanie płyty, dwuletnią opiekę promocyjną, ale jak się później okazało szef firmy, która miała się nami zaopiekować, liczył na to, że dość mocno zmienimy nasz styl i próbował na nas wpłynąć tak, abyśmy najlepiej nagrali materiał zbliżony... hm... do disco polo. Oczywiście podziękowaliśmy za współpracę. Nigdy nikt nie będzie miał żadnego wpływu na to co tworzymy.
Nayt: Czujecie się trochę gwiazdorami? ;-)
KeyP: Ha, ha! Ale mnie teraz rozbawiłeś! :-)
Aga: 24 grudnia podczas rozdawania prezentów ;-)
Nayt: Chcecie coś dodać od siebie na zakończenie?
KeyP: Chcemy pozdrowić wszystkich czytelników Najtvolka. Zapraszamy też na nasze koncerty w Polsce. Gramy w naszym rodzimym kraju bardzo rzadko, więc chwytajcie okazję :-).
Wywiad z magazynu NAJTVOLK
Powrót
|
Wywiad dla magazynu "IMAGINA" ( kwiecień 2002)
Rozmawia Agnieszka Szuba "Elfka"
elfka: Od chwili wydania Waszej płyty minęło już trochę czasu, a ja wciąż nie mogę się od niej oderwać. Zachwycająca.
Udało Wam się uzyskać bardzo charakterystyczne, łatwo odróżnialne brzmienie. Powiedz, jak wyglądał proces jego tworzenia od początku powstawania zespołu?
KeyP: Cieszę się, ze "What's..." tak Ci się podoba. Dzięki za mile słowa. Mimo, ze nagraliśmy dopiero druga płytę, to z działalnością muzyczna jesteśmy związani od prawie dziesięciu lat. Najpierw tworzyłem muzykę w zespole PCM, w którym oprócz SidjaGG'a i mnie grał jeszcze gitarzysta Piotr Tomaszek, a wokalnie udzielał się CD-Rom.ek. Na początku nie było z nami Agnieszki. Dołączyła do nas mniej więcej po trzech latach. W PCM prezentowaliśmy (a właściwie jeszcze prezentujemy, bo ten projekt wciąż istnieje i właśnie pomału nagrywamy pełen materiał na płytę) muzykę dużo mocniejsza niż to co słychać w God's Bow. Taki elektro-industrial zabarwiony przesterowana gitara. God's Bow powstał przypadkiem, a było to tak, ze ja i SidjaGG tworzyliśmy bardzo różną muzykę i niektóre utwory nie odpowiadały forma PCM. Na początku był to projekt instrumentalny, ale na jednej z prób PCM zaproponowaliśmy Agnieszce, aby spróbowała do kilku utworów cos zaśpiewać. I to był jak najbardziej świetny pomysł, bo efektem pracy Agnieszki byliśmy zachwyceni...:o)
Proces twórczy w God's Bow polegał przede wszystkim na tworzeniu nowych, ciekawych brzmień w naszych instrumentach, a później na długich improwizacjach. Tworzyliśmy prosta strukturę rytmową i wiele godzin (szczególnie wieczorowo-nocną pora :o) spędzaliśmy grając wykorzystując najciekawsze brzmienia. Chcieliśmy, aby nasza muzyka była inna, niż to co jest w jakiś sposób popularne, czy znane w kręgach unergoundowych, czy metalowych. Muzykę do drugiej płyty przygotowałem już bez SigjaGG'a, bo w rok po wydaniu naszego debiutu "Twilight" postanowił pożegnać się z jej tworzeniem. Całość naszej muzyki powstaje za pomocą instrumentów elektronicznych.
Wplatam w nią elementy etniczne samplując (przeważnie dwa, trzy sample na płytę... :o) ), ale przede wszystkim sam staram się zagrać najlepiej to co w danym momencie czuje. Chodzi mi o to, aby nasza muzyka przedstawiała styl elektroniczny nie jako cos typowo technicznego, czy tylko mechanicznego, ale aby słuchacze usłyszeli w niej wnętrze człowieka, ducha, bez którego tak naprawdę muzyka przecież nie może istnieć. Wydaje mi się, ze nasz wyczuwalny indywidualny styl zawdzięczamy właśnie wielu godzinom improwizacji w celu uzyskania muzycznie dokładnie tego co próbujemy zobrazować.
elfka: Skąd wziął się pomysł na tak elektroniczne podejście do muzyki? Czy jest to kwestia inspiracji konkretnym nurtem, zespołami, czy raczej niesamowitymi możliwościami jakie dają instrumenty elektroniczne? Zauważyłam, ze w przypadku wielu zespołów fascynacja elektronika zdąża właśnie w stronę brutalniejszych brzmień i industrialu, u Was jednak dominuje piękna melodia - zarówno w utworach instrumentalnych jak i warstwa wokalna. Czy jest to właśnie sposób na przemycenie elementu humanistycznego w coraz bardziej odczłowieczonej muzyce, czy po prostu chwyt komercyjny?
KeyP: To ze tworzymy muzykę elektroniczna powodowane jest przede wszystkim tym właśnie, ze tylko instrumenty elektroniczne są w stanie podołać naszej wyobraźni i tylko za pomocą takiego instrumentarium możemy przedstawić najdokładniej nasze wizje. Możliwości przy pełnym oddaniu się muzyce elektronicznej są niesamowite i dlatego z pewnością zawsze będziemy tak tworzyć. Co prawda mamy pewne plany wkomponowania instrumentów klasycznych w nasze utwory, ale ma to być marginalne, takie dodatkowe smaczki, które pojawia się prawdopodobnie na naszej trzeciej płycie.
Oczywiście duży wpływ na to jaka muzykę tworzymy miały zespoły, których słuchaliśmy. To one pomogły nam odnaleźć nasza własną drogę, ale tak naprawdę muzyka która nas inspirowała była bardzo rożna i elektronika była tylko jednym z wielu jej stylów.
Faktem jest, ze większość zespołów grających elektro przedstawia bardzo "mocne" i industrialne brzmienie, to chyba jest teraz na topie ;o). Ja właśnie tak zaczynałem z zespołem PCM, ale wtedy jeszcze w Polsce takiej muzyki w ogóle nie można było usłyszeć. Mocne brzmienia zostawiłem wiec dla PCM, a God's Bow jest zespołem, w którym liczy się dla mnie przede wszystkim wrażliwość, w tej muzyce próbuję zobrazować wnętrze człowieka, jego niepokoje, nadzieje i w ogóle wszelkie odczucia, które schowane są głęboko w nas. Wydaje mi się, ze niewiele ma to wspólnego z komercja i nie mam tez wątpliwości co do tego, ze nasza muzyka komercyjna nie jest, choć często próbuję się tak o nas mówić, jednak tak mówią o nas ortodoksyjni fani muzyki metalowej, czy klasycznego gotyku, którzy na widok instrumentu klawiszowego od razu przekreślają muzykę, co nie powinno mieć miejsca. Po latach grania i wysłuchiwania opinii na temat naszej twórczości doszedłem do wniosku, ze nasza muzyka trafia tak naprawdę tak do fanów bardzo mrocznej muzyki, jak i do tych co słuchają czegoś lżejszego, a to pewnie dlatego, ze tak jak wiele razy słyszałem nasza muzyka jest obrazem każdego człowieka i dlatego jest w jakiś sposób uniwersalna. Co do komercji, to jakaś tam popularność jest mi zupełnie obojętna i niepotrzebna. Ostatnio czytałem gdzieś w Niemczech, ze nasza muzyka nie jest wystarczająco mroczna dla fanów czystego gotyku i nie jest wystarczająco popowa na listy przebojowa, ale za sprawa swojej prawdziwości dociera i tak do wszystkich jednakowo głęboko... Jednak nie przywiązuję dużej wagi do tego co o nas się mówi. Dla mnie liczy się po prostu to co czuje i to właśnie gram, a moje odczucia z pewnością nie są banalne i komercyjne...
elfka: Przy powstawaniu "What's beyond the Suns" współpracowaliście z rożnymi cenionymi muzykami - jaki miało to wpływ na całokształt nie tylko płyty, ale również Waszej wizji twórczej?
KeyP: Osoba, która mogła mieć bezpośredni wpływ na "What's beyond the Suns" był Roman Rütten z niemieckiej grupy Endraum, która jest już w jakiś sposób legenda "klimatycznej" muzyki elektronicznej. To właśnie u niego w Waisser Herbst Studio nagraliśmy ta płytę. Jednak jego działanie ograniczyło się do realizacji samego nagrania a dokładniej zadbał o to, aby jakość brzmienia utworów była na jak najwyższym poziomie i aby dźwięki były dobrze rozmieszczone przestrzennie. Także nikt więcej oprócz nas nie miał wpływu na kształt i formę naszej muzyki. Sam Roman stwierdził, ze dźwięki które dobraliśmy i cale aranże są naprawdę bardzo udane i ze nie ma sensu nic tutaj zmieniać. Współpraca z nim układała się nam świetnie, bo nie dość że mieliśmy takie samo podejście do muzyki i tak samo ja odbieramy, to jeszcze bardzo dobrze rozumieliśmy się na prywatnym. Endraum, czyli Roman i Hovi, to bardzo mili ludzie. Bardzo milo wspominamy nagrania w ich studio. Z reszta wciąż mamy ze sobą kontakt i współpraca rozwinęła się dalej, bo nagraliśmy dla Endraum własną wersje ich utworu "Pale blue the silence", który znalazł się na ich najnowszej płycie, a Roman zremiksowal nasz "Beyond the Suns".
elfka: W dziejach sztuki wymysłem baroku był termin Gesamtkunswerk, czyli dzieło całościowe. Dziś płyta to już nie tylko muzyka, ale całość stworzona z rożnych elementów: z poezji (tekstów) i sztuk plastycznych - choćby okładka. Dodatkowa forma sztuki jest także teledysk czyli film i fotografia. Jak God's Bow rozwiązało to zagadnienie w swojej twórczości?
KeyP: "What's beyond the Suns" jest właśnie takim dziełem całościowym, w którym cala zawartość wkładki do płyty, teksty i muzyka są ściśle ze sobą powiązane. Każdym z tych trzech elementów obrazujemy dwa pozostałe. Do każdego tekstu przygotowałem obraz fotograficzno-graficzny, przedstawiający moje wyobrażenia powstałe przy czytaniu jego treści. A sama okładka przedstawia połączenie żywego z martwym, ducha z technika, człowieka i jego ciepło i wrażliwość z zimnem otaczającego go Wszechświata. W każdym z tych wypadków te dwa elementy są według nas ze sobą ściśle związane i nie mogą bez siebie istnieć. Wbrew pozorom technika (w tym i muzyka elektroniczna) nie jest martwa, bo odzwierciedla właśnie nas, nasze przeżycia i potrzeby.
Krotko mówiąc nasza technika, to obraz nas samych...
Wywiad z magazynu IMAGINA
Powrót
|
Wywiad dla magazynu "SONIC SEDUCER" listopad 1999, nr 11
Rozmawiała
Britta Sommerfeld
Dawno nie byłam tak zachwycona zespołem dark-wave, jak po przesłuchaniu God´s Bow. Obok Fading Colours jest to drugi polski zespół, który wraz ze swym debiutanckim krążkiem zatytułowanym "Twilight" znalazł się w wytworni Dion Fortune.
Dwa i pół roku temu Krzysztof Pieczarka wraz z SidjaGG i Agnieszka Kornet założył zespół God´s Bow. Krotko później zagrali na znanym festiwalu Castle Party Festival w Bolkowie, gdzie wraz z takimi zespołami jak Inkubus Sukkubus, już wspominanym Fading Colours oraz Clan of Xymox zafascynowali publiczność i zdobyli nagrodę. Na tym samym koncercie zostali odkryci przez polska wytwornie Black Flames Productions, co było dla nich sporym sukcesem.
Krzysztof wygląda na kogoś, kto znalazł swoje szczęście właśnie poprzez zaangażowanie w zespół. Pomimo tego nie żyje w permanentnym stanie błogości, a twardo stoi na ziemi. Kluczem do tego jest na pewno jego wiara i sposób podchodzenia do rzeczywistości dnia codziennego. "Wielu ludzi pytało nas, jakiego rodzaju konceptem kierowaliśmy się tworząc "Twilight", ale tak na prawdę nie było żadnego" mówi Krzysztof. "Jeśli miałbym zebrać te wszystkie myśli, które kierowały mną i prowadziły do powstania utworów - mogę ująć je wszystkie w jednym zdaniu - celem jest poszukiwanie samego siebie. Nie chodzi tu o ukazanie życia bardzo ascetycznego z godzinnymi medytacjami - raczej chodzi o ukazanie małych i większych spraw życia codziennego, w którym odkrywasz siebie samego". Przy całej postawie stania twardo na ziemi Krzysztofowi nie brakuje jednak wiary: "Nazwa zespołu pokazuje sposób, w jaki widzę ludzkość. Wierze, że istnieje jakaś Siła która stworzyła człowieka i jest do niego dobrze nastawiona, dlatego nie powinno się obawiać obcowania z nią, poszukiwać jej w samym sobie nie uzależniając się od kościelnych instytucji. Oczywiście ludzie nie są idealni, ale jest w nich dużo obiecującego potencjału". Forma muzyczna, w której Krzysztof i reszta zespołu ukazują swoje spojrzenie na świat jest całkowicie elektroniczna i wyraźnie widać w niej wpływy ethno. Sam zespół określa siebie jako "ambient-ethno-dark-wave", ale właściwie każdy powinien sam znaleźć odpowiednia szufladę, w której umieściłby muzykę zawarta na płycie "Twilight".
O rodzimej scenie Krzysztof nie może powiedzieć wiele dobrego: "W Polsce uważa się nas za zespół gotycki i jest to mało precyzyjne określenie muzyki, którą gramy. Ale jest taka scena i jest trochę dobrze zapowiadających się zespołów, zespołów dobrych które są jeszcze niestety "głęboko w podziemiu"".
Ta myśl odnośnie "gotyku" nie jest tak do końca niewłaściwa w przypadku God´s Bow. W utworze "Cleopatra" można dostrzec melancholie oraz poszukiwanie które wychodzą w tym utworze na pierwszy plan co powoduje, iż mogę uznać to za źródło gotyku... Czyż nie? Poza tym członkowie zespołu lubują się w gotyckich i sakralnych budowlach, ale w tym przypadku można mówić o zupełnie innym rodzaju sztuki gotyckiej.
Wspomniane już wyżej wpływy ethno pochodzą z różnych części świata, jak północna Afryka, środkowa Ameryka, mniej geograficznie określone kultury starożytnego Egiptu, Inków, Majów i wielu innych. Jeżeli chodzi o brzmienie, nie powinno się zapominać, że całość jest elektroniczna, ale nie powoduje to zaniknięcia i odczłowieczenia fascynacji ich twórców.
God´s Bow - z pewnością nie ginące w mroku...
Powrót
|
Wywiad dla magazynu "ORKUS" wrzesień 1999, nr 9
Rozmawiał Stefan Walther
"Nazwę God´s Bow można rozumieć na różne sposoby", objaśnia znaczenie nazwy zespołu Krzysztof Pieczarka twórca muzyki polskiej grupy God´s Bow. "Chcemy nią przekazać, że ludzkość mimo swojej niedoskonałości zasługuje na jakiś rodzaj poważania ze strony Twórczej Mocy. Wiemy, ze w ludziach tkwi duży potencjał do czynienia pozytywnych, niezwykłych rzeczy i dlatego nie powinni oni obawiać się tej Mocy. Oczywiście nie zapominając o szacunku wobec niej". Jednak religia nie stoi w God´s Bow na pierwszym planie. Pewne jest również, że członkowie zespołu postrzegają religie i wiarę nie w przeważnie spotykany sposób. "Wierzymy w istnienie wyższej Siły prowadzącej nas i towarzyszącej ludzkości od początku jej istnienia", wyjaśnia Krzysztof. "Nie podoba nam się jednak fakt, ze wiara została zinstytuowana i podzielona. Sadzimy, ze istnieje tylko jedna czuwająca nad nami Moc. Nie można jednak jej określić w jakiejś konkretnej formie. Każdy potrzebuje wiary, aby moc pozytywnie patrzeć na życie, przyszłość i przeszłość". Wiara zajmuje w muzyce God´s Bow szczególne miejsce. Można to zauważyć nie tylko w tekstach, lecz również poczuć poprzez różne tradycyjne motywy muzyki etnicznej wkomponowanej w utwory" mówi Krzysztof. Brzmienie zespołu jest czysto elektroniczne, wyczuć jednak można poszukiwanie niekonwencjonalnych dźwięków. "Wydaje się nam, że dzięki połączeniu muzyki ethno mającej duchowe podłoże z przestrzennymi dźwiękami instrumentów elektronicznych można postrzec technikę nie tylko jako mechanizm pozbawiony wrażliwości człowieka".
Z takimi właśnie zamysłami w 1997 roku powstało God´s Bow. Jego członkami są Agnieszka Kornet (śpiew), Krzysztof Pieczarka (instrumenty klawiszowe) i SidjaGG (instrumenty klawiszowe). Już po trzech miesiącach od powstania zespół został "odkryty" i debiutancka płyta "Twilight" pojawiła się na polskim rynku. Początki God´s Bow sięgają 97 jednak pięć lat wstecz do zespołu, który nie wydał żadnej płyty i grał mocniejszą muzykę z gitara o industrialnym zabarwieniu. Wówczas God´s Bow było pobocznym eksperymentem, w którym jego członkowie próbowali łączyć na różne sposoby niekonwencjonalne dźwięki. Na polskim festiwalu Castle Party zespół przedstawił kilka utworów, które spodobały się na tyle, że podpisał kontrakt z jedna z niewielu polskich wytworni muzyki niezależnej. Na początku nie było planów o wydaniu płyty na rynku zachodnim, co zauważą zainteresowani czytelnicy przy oglądaniu bardzo ładnie wykonanej wkładki do płyty: cały tekst jest w ojczystym języku.
Powodzenie swojej muzyki w Polsce członkowie God´s Bow widzą jednak dość krytycznie. "Scena" jest tutaj jeszcze słabo rozwinięta, mówi Krzysztof. "W Polsce umieszczono nas w szufladce: gotyk, bez zastanowienia się czy to w pełni obrazuje naszą twórczość. Sądzimy, że styl muzyki, którą tworzymy ogólnie określić można jako ambient-ethno-dark-wave, ale najlepiej aby każdy kto nas posłucha sam zdecydował w jakiej przegródce nas umieścić". Jednak scena takiej muzyki istnieje i szybko się rozwija. "Powstają wciąż nowe i interesujące zespoły, które zjednują sobie coraz więcej zwolenników". God´s Bow jednak nie czują się trwale związani z jakąś konkretna scena. "Czujemy się po prostu połączeni ze scena muzyki głębokiej i niebanalnej, która kładzie nacisk na odkrywanie człowieczeństwa".
Na pytanie czy istniała konkretna koncepcja, kierująca powstawaniem pierwszej płyty i czy miała ona związek z duchowym źródłem nazwy zespołu Krzysztof odpowiada przecząco. Przy tworzeniu "Twilight" nie kierowali się żadnym konkretnym planem. Można jednak powiedzieć, że zespół oddal swoje wnętrze, część swojej duszy. Krzysztof: "Przedstawiamy ludzka tęsknotę za odkrywaniem tajemnic, dążeniem do poznania tego co nie odkryte i nie wyjaśnione (np. "S.E.T.I."). Była to fascynacja obliczem duchowej strony życia". W tym samym kierunku idzie tematyka tekstów: "Poszukiwanie samego siebie, sens życia, pokonywanie codziennych małych i wielkich problemów", mówi Krzysztof. "Chcemy pokazać, że w tych czasach ważne są nie tylko wartości materialne, ale przede wszystkim duchowe. Teksty w połączeniu z muzyka najlepiej obrazują te odczucia. Przedstawiają świat ludzkiej wrażliwości i dążenie człowieka do doskonałości". Inspiracje do tworzenia muzyki i tekstów ci trzej muzycy czerpią nie tylko ze swojego wnętrza, poglądów i wiary. Krzysztof: "Fascynują nas gotyckie budowle sakralne, których formy nas inspirują. Interesujemy się tajemnicami starożytnej historii Egiptu, Inków, Majów, itp.". Do ważniejszych zainteresowań włączyć można także inne dawne kultury. Na przyszłość Krzysztof życzyłby sobie szybkiego pojawienia się właśnie przygotowywanego następcy "Twilight". "Teksty i muzyka są już prawie gotowe. Mamy tylko nadzieje, że tym razem będziemy mieli więcej czasu w studio..."
Powrót
|
Wywiad dla "ZICHENAU NEWS" wydanie czwarte (luty ´99)
Rozmawia Rafał Wróblewski
Po raz pierwszy z tym zespołem zetknąłem się na tegorocznym Castle Party. Mówiąc szczerze to nie zachwycili mnie tam, byli kolejnym bandem z panienką na wokalu i smęcili nudne dźwięki. Sytuacja uległa zmianie, gdy kilka tygodni temu dostałem od ich wydawcy (Black Flames) advance z debiutanckim materiałem tej formacji. Przynosił on mieszankę electro z dark wave wzbogaconą kobiecą wokalistyką na wysokim poziomie. Jak przedstawia się historia tej formacji, stosunek do muzyki i innych spraw dowiecie się z poniższego wywiadu, przeprowadziłem go z wokalistką tej grupy - Agnieszką. Zapraszam do lektury!
- Czy mogłabyś nam coś powiedzieć o początkach God´s Bow?
- Wszystko zaczęło się około półtora roku temu w Szczecinie na łonie zespołu PCM, który wykonywał dość mocną muzykę elektroniczną o industrialnym zabarwieniu. Okazało się, że Grzesiek i Krzysiek tworzą coś "na boku", coś bardziej klimatycznego i spokojniejszego. Przedstawili mi parę swoich pomysłów i poprosili, żebym coś spróbowała z tym zrobić. Spróbowałam, spodobało się - i tak powstał zespół God´s Bow.
- Jak przedstawia się Wasz obecny skład?
- Jest on niezmienny od chwili powstania: Ja (wokal), Krzysiek i Grzesiek (instrumenty elektroniczne, syntezatory).
- Ile czasu zajęło Wam przygotowanie całego materiału na debiutancką płytę "Twilight"?
- Praca nad całością zajęła nam około roku.
- Co mogłabyś powiedzieć o sesji nagraniowej?
- Materiał ten został nagrany we Wrocławiu w Tuba studio. Mieliśmy duże szczęście co do realizatora, dzięki któremu wszystko przebiegało sprawnie i bez zakłóceń. Pomimo wszystko płyta została nagrana w ogromnym pośpiechu, co nie pozwoliło mi "rozwinąć skrzydeł" tak jak bym tego chciała, także pod względem wokalnym do końca zadowolona nie jestem. Dwa dni to za mało, aby wszystko pod tym względem solidnie dopracować. No cóż - w przyszłości będzie lepiej.
- Tutaj się z Tobą zgodzę, choć nie w pełni. Według mnie na Waszym debiucie najbardziej szwankuje produkcja. Jednak końcowy efekt można uznać za satysfakcjonujący!
- Byłoby dobrze i przyjemnie, gdyby materiał ten trafił w gusta szerokiej rzeszy odbiorców (zresztą jest to marzenie każdego z wykonawców - mieć swoją publiczność).
- Na kiedy planowana jest premiera Waszej debiutanckiej płyty?
- Tego nie mogę dokładnie powiedzieć, ale najprawdopodobniej gdzieś na koniec listopada / początek grudnia.
- Czy Black Flames zapewnia Wam należytą promocję i dystrybucję debiutu poza granicami naszego kraju?
- Tak, z tego co wiem nasz materiał został rozesłany do różnych wytworni, było kilka odzewów - niektóre dość imponujące, ale o tym nie ma sensu na razie mówić. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W każdym bądź razie nasz numer "Cleopatra" znalazł się na składance niemieckiej wytworni Hyperium oraz na składankach w Anglii i USA.
- O.K. Proponowałbym, abyśmy porozmawiali trochę o Waszych tekstach. Niektóre zespoły traktują muzykę tak samo poważnie jak i teksty. Jaki jest stosunek do liryków w God´s Bow?
- Szczerze mówiąc trudno jest mi określić w jednym zdaniu nasz stosunek do naszych tekstów. Na pewno jest to element równie ważny jak i sama muzyka. Również jak i ona odzwierciedlają stan naszego ducha, teksty traktują praktycznie o wszystkich aspektach człowieczeństwa, bólu spowodowanego upadkiem wartości nadziei, itp. Mi tak do końca nie zależy na tłumaczeniu nikomu, o czym te teksty są - każdy znajduje swoja interpretacje. Jeżeli chodzi o autorstwo - pisaliśmy ja i Grzesiek. Są one połączeniem naszych pomysłów.
- Powróćmy teraz do tematów muzycznych. Jak oceniasz krajowa scenę dark - wave?
- Szczerze mówiąc nigdy nie siedziałam mocno w muzyce dark - wave, parę zespołów obiło mi się o uszy i owszem. Z tego co zdołałam zauważyć muzyka dark - wave, głównie odmiana mocno elektroniczna jest w naszym kraju słabo popularna i co niektórzy podchodzą do tego gatunku dość ujemnie w ogóle go nie rozumiejąc. Później z tego powodu powstają niezbyt pochlebne opinie na temat jej powstawania czy grania na koncertach. Na Zachodzie takiego problemu nie ma - elektronika czy w ogóle dark - wave jest tam mocno rozpowszechniona i popularna, a ludzie maja do niej zdrowsze podejście niż u nas. Minie sporo czasu, zanim ludziom u nas uda się zrozumieć ja bardziej. Miałam okazje być w tym roku na festiwalu Zillo w Niemczech - byłam w ciężkim szoku jak zobaczyłam, co się tam dzieje. Kilkanaście tysięcy ludzi połączonych miłością do muzyki o podłożu elektro. Może w Polsce tez tak kiedyś będzie. Jeżeli mam wymienić zespoły grające tego typu muzykę w Polsce - na pewno warto wspomnieć o Fading Colours oraz God´s Own Medicine, Agressiva 69, Warthegau. Nic innego nie przychodzi mi w chwili obecnej na myśl.
- Wspominałaś o Fading Colours, jaki jest Twój stosunek do dokonań tego zespołu? Moim zdaniem Wasze dźwięki są trochę zbliżone do ich.
- Ich ostatnie dokonania są bardzo imponujące. Faktem jest, że ludzie mogą nasze dokonania porównywać, nie widzę w tym nic złego. Jest to dla nas wyróżnienie. Z tym, że nie jest tak, ze staramy się ich naśladować - ja jestem przeciwniczką (zresztą jak my wszyscy w zespole) naśladowania czegokolwiek i kogokolwiek, takie podejście nie ma sensu. Albo tworzymy coś, co czujemy wewnątrz siebie, albo nic. Są owszem zespoły będące swego rodzaju inspiracją (np. Delerium), ale o małpowaniu nie ma mowy. To nie ma sensu.
- Z tego, co wiem sporo koncertujecie. Jak publiczność odbiera Was i Wasze dźwięki?
- Z tego co zauważyłam ludzie coraz lepiej przeżywają nasza muzykę. Z koncertu na koncert jest coraz lepiej. Widzę w tym sens tego co robimy, jeżeli ludzie tak ja odczuwają i dobrze się bawią - warto jest to robić. To jest duży doping dla nas i spełnienie pewnych marzeń.
- Pozostańmy przy koncertach. Zespoły spod znaku dark - wave chętnie podczas swych koncertów wykonują kompozycje innych autorów. Czy God´s Bow gra kompozycje innych wykonawców?
- Tak. Na razie w naszym dorobku jest cover The Gathering znanego raczej w kręgach "metalowych", ale ja osobiście bardzo lubię ten zespół, a wokalistka Anneke van Giersbergen jest jedna z moich ulubionych. Tak więc pozwoliłam sobie na ten utwór.
- Zapewne do Waszych najbliższych planów będzie można zaliczyć promocje koncertową debiutu. Co prócz tego?
- Na razie żadnych konkretnych planów nie mamy, oprócz koncertów. Jeżeli chodzi o promocje, to można w niektórych stacjach usłyszeć nasz utwór "Hopefull Minds"
- A jak przedstawia się kwestia koncertów poza granicami Polski?
- Jakieś koncerty są w planach, ale co z tego wyjdzie zobaczymy.
- Co chciałabyś przekazać na zakończenie naszej rozmowy czytelnikom naszego wywiadu?
- Chciałabym oczywiście wszystkich serdecznie pozdrowić, zaprosić do słuchania naszej muzyki - mam nadzieje, ze znajdziemy grono odbiorców również wśród czytelników tego pisma. Oczywiście zapraszam na nasze koncerty. Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam!
Ja ze swej strony chciałbym także Was zachęcić do sięgnięcia po debiut God´s Bow "Twilight". Płyta ta przynosi nam wysokiej jakości dźwięki osadzone w konwencji electro dark - wave. Wydawca tego krążka jest poznańska firma Black Flames.
Powrót
|
Wywiad dla magazynu "BRUM" styczeń 1999, nr 1 (63)
Rozmawiał Maniac
W Polsce, scena gotycka, szczególnie wśród ludzi najmłodszego pokolenia, kojarzona jest głównie z metalem. Wpływy metalowe są również najbardziej widoczne u wielu z wykonawców zaliczanych do czołówki rodzimego gotyku. Przeciwagą dla nich jest z pewnością nurt mrocznej elektroniki reprezentowany przez Fading Colours, Dom Snow, God´s Own Madicine czy God´s Bow. Ostatni z wymienionych zespołów jest autorem płyty "Twilight", która w chwili gdy czytacie te słowa, powinna znajdować się już w sklepach.
God´s Bow powstał jako projekt poboczny muzyków udzielających się w gitarowo-elektronicznej szczecińskiej formacji PCM. Krzysztof Pieczarka, Grzegorz Gajdis i wokalistka Agnieszka Kornet postanowili poszukać nowej formuły artystycznej, skoncentrować się na instrumentach elektronicznych i tworzyć muzykę w większej mierze oparta na klimacie. Te zamierzenia zaczęli realizować pod szyldem God´s Bow. Muzyka formacji wyrasta z tradycji eteryczno-romantyczno-elektronicznych zespołów połowy lat 80 - Clan Of Xymox, Bel Canto, czy doskonale wpisującego się w ten sam oniryczny nurt - Cocteau Twins. Jednocześnie ma wiele wspólnego z taneczno-ambientową odmianą mrocznej elektroniki, obowiązującej w chwili obecnej. W kręgu rodzimej sceny dokonania God´s Bow najbliższe są stylowi Fading Colours.
"Krzysiek i Grzesiek tworzyli elektroniczne klimaty na długo przedtem zanim Fading Colours zaczął brzmieć w sposób, w jaki brzmi obecnie" - sprzeciwia się Agnieszka Kornet. - "Ich muzyka wynikała z fascynacji zespołami typu Delerium. Nasze dokonania mogą kojarzyć się z dokonaniami Fading Colours, ale to nie znaczy, że w jakikolwiek sposób ich naśladujemy. Wynika to raczej ze wspólnych korzeni. Nie ma mowy, żeby kroczyć drogą innego zespołu". God´s Bow nie unika kojarzenia ze sceną darkwave-gothic, nie obraża się również za nazwanie ich stylistyki mrocznym popem. Z tym, ze pop w tym przypadku raczej nie może być skrótem od popularny. Co do samej dark elektroniki to...
"W Polsce z odbiorem tego rodzaju muzyki jest naprawdę ciężko" - mówi Kornet. - "Gdy gra elektroniczna kapela, ludzie niespecjalnie wiedzą co się dzieje. Dla większości jest to taka nowość, że prezentowanie tego rodzaju muzyki na koncercie, wywołuje czasami negatywne reakcje. Ludzie wciąż są przyzwyczajeni do typowej muzyki rockowej, z nieodzownymi dla niej gitarami. Dla nich muzyka elektroniczna jest pewnego rodzaju nowością. I niektórzy podchodzą do tego trochę niezdrowo, co z kolei nas niekiedy wyprowadza z równowagi. Nurt, który my tworzymy, jest na pewno czymś nowym. Będziemy mieli problemy z publicznością, dopóki nie stworzymy jakiegoś rynku, a zespołów naszego typu nie będzie naprawdę dużo. Oczywiście w chwili obecnej jest też spora grupa ludzi, która dobrze bawi się na naszych koncertach. I to jest duży doping i wielka przyjemność dla nas. Mimo wszystko wydaje mi się, że z koncertu na koncert ta muzyka coraz lepiej dociera do słuchaczy. A tak w ogóle, to wciąż u nas jest tak, że jeśli ktoś słyszy o imprezie gotyckiej, to zwykle automatycznie ma na myśli gitarowy rock gotycki albo jakiś art rock".
Fonograficznym debiutem zespołu była piosenka "Cleopatra" zamieszczona na prezentującym młodą polska, mroczna scenę składankowym albumie "Goth Tales", wydanym przez małą, amerykańską wytwórnie Venture Beyond Rec. W kwietniu zeszłego roku God´s Bow wkroczył do studia Tuba we Wrocławiu i zarejestrował materiał na debiutancka płytę długogrającą. Wydawcą została firma Black Flames Prod. "Płyta brzmi jak najbardziej OK. Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni, aczkolwiek mieliśmy na jej nagranie trochę mało czasu. Wszystko zostało zarejestrowane bardzo szybko, a jak wiadomo, zbytni pośpiech nie wychodzi na dobre".
God´s Bow nie należy do grona zespołów, które latami oczekiwały na kontrakt płytowy. Mieliśmy wielkie szczęście, bo zostaliśmy zauważeni na gotyckim festiwalu w Bolkowie. W chwili koncertu mieliśmy zrobione od początku do końca zaledwie trzy utwory. Grupa ma również podstawy, by z optymizmem patrzyć w przyszłość. "Jest zainteresowanie naszymi nagraniami w Anglii, we Francji. Jeszcze przed wydaniem płyty, pewne fragmenty materiału zostały porozsyłane po niektórych wytwórniach na Zachodzie. Parę firm wstępnie zgłosiło zapotrzebowanie". Firma Black Flames aktywnie poszukuje dystrybutorów na Zachodzie. Na razie God´s Bow własnymi siłami organizuje sobie koncerty w Niemczech. Ciekawe, czy o zespole będzie choć w części tak głośno jak o Fading Colours? Czas pokaże.
Powrót
|
|